środa, 6 maja 2015

Pico do Suna i Levada do Furado, czyli zagubiony szlak i serce wyspy Madera...

Na szczycie Pico do Suna
Odwiedzając wyspę Madera warto udać się na wycieczkę na szczyt Pico do Suna. Jest to niepozorne wzniesienie, jednakże dotarcie do niego od interesującej nas strony, wymaga dłuuugiego marszu i właśnie ta część opisywanej dzisiaj trasy jest najbardziej zajmująca.

Restauracja w Riberio Frio, za którą skręamy w prawo....

Dzisiejsza trasa ma swój początek w Ribeiro Frio, gdzie znajduje się hodowla pstrągów, do której z ciekawością zaglądamy. Wędrówkę rozpoczynamy za budynkiem pobliskiej restauracji. Tutaj także pozostawiamy przy drodze samochód, parkingu brak, miejsc do zaparkowania niewiele - wybierzcie się rano. Do tego miejsca dojeżdża również bus miejski, więc istnieje możliwość skorzystania z transportu publicznego, tym bardziej, że będziemy zataczać pętlę, a więc wracamy do tego samego miejsca, z którego będziemy wychodzić. Początkowo, by odnaleźć szlak kierujemy się na miejscowość Portela, gdyż ta trasa jest bardzo dobrze oznaczona w przeciwieństwie do naszej trasy.
Chodowla pstrągów, Zródło: http://olhares.sapo.pt/ribeiro-frio-madeira-foto959709.html

Pstrągi w całej okazałości...
Początkowo idziemy za znakiem Portela - bardzo dobrze oznaczoa trasa...

Zanim jednak wyjdziecie na trasę warto przejść asfaltem lekko pod górę i skręcić za restauracją w lewo. Tam odnajdziecie bramkę, która prowadzi nas do magicznego miejsca - odnajdziecie tutaj szlak tematyczny, a w nim na przykład liście paproci dorastające do długości 2-3 metrów. Kilka minut spacerujemy i wracamy na szlak...



Okazałe liście paproci...


Przez sporą część trasy wędrujemy wzdłuż Levady do Furado. Cała trasa zajmuje około 20 km, zatem należy przygotować się na długi marsz, a niekoniecznie wysiłek, gdyż trasa jest łatwa i można ją pokonać z dziećmi - biorąc pod uwagę nosidełko dla najmłodszych :P Warto wiedzieć, iż miejscami jest dość stromo i zniszczone są zabezpieczenia, ale stan ogólny trasy uważamy za dobry i możemy ją rekomendować dla całej rodziny.

Początkowy odcinek dość szeroki...
Im dalej tym bardziej wąsko...











Spacerując wzdłuż Levady do Furado mieliśmy możliwość podziwiania wspaniałych górskich widoków, w tym najważniejsze szczyty Madery Pico de Areiro oraz Pico Ruivo. Jak się okazuje mieliśmy wiele szczęścia, gdyż w drodze powrotnej wszystkie góry "przykryte" zostały przez chmury i gdyby nie wcześniejsze wrażenia estetyczne, nie mielibyśmy pojęcia, że na tej trasie są tak wspaniałe widoki. Po drodze mijaliśmy wiele cieków wodnych - wszystkie odprowadzane są do lewady. Najwyższy szczyt tej trasy to wieża, która stoi na wysokości 1028m.n.p.m, zatem niewielkie przewyższenie, gdyż zaczynamy z wysokości około 800m.n.p.m.


Rozwidlenie szlaków - połączenie lewad :Levada do Furado i Rio Poco Bezerro


Po drodze mijamy jeziorko...












Całość trasy możemy podzielić na kilka odcinków. Zaczynamy z Riberio Frio i dochodzimy do mostu, gdzie znajduje się rozwidlenie szlaków, a zarazem wejście na szlak, którym będziemy wracać. W tym miejscu znajduje się także połączenie dwóch lewad - Levada do Furado i Rio Poco Bezerro. Z mostu kontynuujemy spacer mijając po drodze kilka skalnych tunelików i jeden tunel. Ten ostatni robi szczególne wrażenie, gdyż jest bardzo wysoki - coś na kształt małego wąwozu. Bez trudu go znajdziecie, gdyż jest zaznaczony na mapie....Za tunelem skręcamy w prawo i podążamy lekko pod górkę. Za kilka minut czeka nas ostatnie i właściwie jedyne podejście, które trwa około 10 minut, ale pokonujemy tutaj większość przewyższenia całej trasy, bo 150 metrów. Gdybyśmy poszli za tunelem w lewo, moglibyśmy podejść do góry wąską ścieżką, która także prowadzi na szczyt Pico do Suno - tą oto ścieżką będziemy wracać...




















Istotnym elementem na tej trasie jest fakt, iż trasa jest bardzo kiepsko oznaczona. Większa część nie budzi żadnych wątpliwości, ale są momenty, np. po przejściu tunelu, że nie jesteśmy pewni, w którą stroną powinniśmy pójść. Miejscami jest to znak namalowany farbą na skalnej ścianie, a w innym momencie napis na drzewie. Przez długą część trasy, towarzyszy nam znak dla biegaczy, jednak nie kierujmy się nim, gdyż nie prowadzi on do naszego celu.












Wejśćie do tunelu...






Jeden z nielicznych znaków na trasie...


Pico do Suna rozczarowało!! Niestety. Na szczycie znajduje się wieża, z której z pewnością roztacza się piękny widok na okolicę. I chyba o to chodziło, gdyż wieża sięga powyżej koron drzew. Niestety , nie mieliśmy okazji przekonać się o pięknu okolicy, gdyż zamknięta wieża uniemożliwiła nam to. Tak więc, ze szczytu z pewnością roztaczają się piękne widoki, co na pewno można było zobaczyć 15 lat temu, zanim urosły drzewa ;) Trudno powiedzieć, czy wieża czasami bywa otwarta, gdyż nie znaleźliśmy informacji na ten temat, a w okolicy tubylców brak. Spędzamy kilka chwil w tym miejscu, posilamy się i udajemy w drogę powrotną. Nie wracamy tą samą drogą, ale skręcamy zaraz w prawo, by zejść do tunelu z jego drugiej strony. Od tunelu do mostu wędrujemy tą samą drogą, gdyż innej nie ma :P




Na szczycie Pico do Suna - 1028 m.n.p.m
Niedostępna wieża na szczycie.




Dochodzimy do mostu i tutaj podążamy ścieżką w górę. W naszym przypadku rozdzielamy się. Tak więc zachęcamy do podążania ścieżką w górę, aby zatoczyć pętlę, choć uwaga!! na trasie dzikość natury, podmokłe i śliskie podłoża i w czasie mgły bardzo łatwo o zgubienie szlaku, o czym mógł się przekonać jeden z uczestników naszej wyprawy... Każdy z nas podążył swoją trasą. Plan był taki - spotykamy się przy samochodzie. Tak się też stało, jednak nie zabrakło przygód.




Dobrze oznaczona ścieżka dla biegaczy...



Powyżej przy czerwonej siatce, ścieżka którą wracaliśmy z góry...
A tutaj wcześniej były piękne widoki, a teraz ....

Odcinek od wspomnianego mostu w górę to piękna trasa - dzika przyroda, stara nieczynna już od lat lewada i oszałamiająca cisza. Po kilkunastu minutach; idąc wciąż w górę; dochodzimy do czynnej części lewady, gdzie woda jest żlebem sprowadzana na dół... Wędruje się bardzo dobrze, ale trzeba uważać na pilnowanie szlaku. Po kilkunastu minutach dochodzimy do początku lewady i w tym miejscu odbijamy w prawo do góry. Podłoże mocno kamieniste. Wychodzimy na sporą polanę, na której łatwo się zgubić. W tym miejscu w dniu naszej wycieczki nie było nic widać, gdyż wszystko wszystko "wisiało" w chmurze. Sebastian podążył za znakiem dla biegaczy, który w tym miejscu wedle  mapy miał się pokrywać z naszą trasą. Po krótkiej chwili doszedł do drogi gruntowej. Od tego miejsca, ze względu na panujące warunki "nic niewidzenia" musiał kierować się wyłącznie wskazaniami mapowymi - wybrał opcję "idę w prawo". Jak się później okazało, bezpieczniej było podążyć za znakiem dla biegaczy i wybrać opcję "idę w lewo". Po kilku minutach dochodzimy do zabudowań gospodarczych, za którymi powinniśmy skręcić w lewo. Kierujemy się zatem w lewo, trochę na intuicję, trochę z mapą i niestety - gubimy szlak, a dokładniej męska część naszej ekipy, bo źeńska grzecznie wróciła tą samą drogą, nic nie świadoma, choć przeczuwająca, że zostawianie mężczyzn samotnie w lesie nie wróży nic dobrego :P

Levada Rio Poco Bezerro


















Nic dodać, nic ująć Sebastian zaginął w lesie. Przedzierał się "bidok" przez zarośla i kosodrzewinę. Na szczęście jego orientacja w terenie jest na wysokim poziomie, a i obecność mapy była pomocna. Trasa, która powinna zająć mu około 45 minut, w rzeczywistości zajęła mu prawie 2 godziny. Wszystko zakończyło się szczęśliwie, gdyż odnalazł drogę - to znaczy, nie wrócił na szlak, ale udało mu się inną trasą dotrzeć do samochodu. Choć w rzeczywistości ciężko "nowo-wytyczonną" ścieżkę nazywać trasą. Zagubiony wiedział jakie jest ukształtowanie terenu i miał świadomość, że podążanie na ślepo w dół może zakonczyć się wyjściem na strome zbocze i co dalej?! Z bezpośredniej relacji wynika, iż ratunkiem dla naszego bohatera był odzywający się kur, który piał także rano, gdy rozpoczynaliśmy naszą wędrówkę.
















Założeniem było zrobienie pętli - mieliśmy wychodzić z Riberio Frio i tak się też stało, a wrócić Levadą Rio Pocco Bezerro. Ze szlaku mieliśmy wyjść na drogę asfaltową ER103 i stąd udać się asfaltem w dół w kierunku samochodu. Jaka nauka z tej wycieczki? Przede wszystkim dobrze przemyślcie zanim się rozdzielicie. Jeśli macie taki zamiar, bądźcie pewni, że macie ze sobą połączenie. Musicie mieć plan, czyli wiedzieć o której mniej więcej macie się spotkać. Osobie, która pierwsza dotrze do punktu końcowego pod żadnym pozorem nie wolno opuszczać tego miejsca na dłuższą chwilę. Podążanie w kierunku, z którego nasz  towarzysz ma nadejść też nie jest najlepszym pomysłem, idąc za naszym przykładem - Sebastian wyszedł w nieoczekiwanym dla nas obojgu miejscu. Więc spokojnie siedzimy i czekamy. Jeśli dochodzi do godziny granicznej - przeliczamy ile czasu miało zająć przejście danej trasy (z małą nadwyżką)? Ile czasu zajęłoby mu, gdyby musiał się wrócić i przejść tę trasę jeszcze raz? Jeśli kalkulowany czas upłynie, zaczyna się robić ciemno - dzwonimy 112! na całym świecie. Nie jest dobrym pomysłem szukanie kogoś na własną rękę, bo nigdy nie wiemy co mogło się wydarzyć, tym bardziej jak komuś nie  odpowiada telefon!






W tym miejscu zdecydowanie można się zgubić...

Zabudowania za którymi powinniśmy skręcić w lewo...















Ot tak w drodze powrotnej :)
Ot i koniec przygody dnia dzisiejszego. Po spotkaniu przy samochodzie, wróciliśmy spokojnie do hotelu. Wrażenia z kolejnego dnia pozostaną długo w naszej pamięci, a jak to stwierdził mój mąż jeśli ktoś naprawdę chce poznać dzikość przyrody i serce wyspy Madera, to zdecydowanie musi się zgubić...

Do zobaczenia
Hej
a&s





>